Tja, wiosna przyszla, kwiatki pachna, ludzie i zwierzatka sie paruja (zazwyczaj w swoich podgrupach:)) a studenci w Paisley, siedza, imprezuja, sprzataja pokoje, gotuja wymyslne potrawy bo... z wiosna przyszla sesja:/
w przyszlym tygodniu zaczynaja sie egzaminy, a ten konczacy sie tydzien w teorii byl przeznaczony na nauke... dlatego tez z Anke i Matthiasem z Niemiec udalo nam sie wyrwac z zachodnioszkockiego deszczu na wycieczke na sloneczne wybrzeze Morza Polnocnego.
Przejechalismy prawie 300 mil, zobaczylismy multum zamkow...
jeden rzymski fort, z ktorego niewiele zostalo...
jeden monument ku czci Wiliama Wallace'a...
pare opactw...
i jeden Ananasowy dom:)
Spedzilismy tez chwile nad brzegiem morza zbierajac muszle i chroniac sie przed wiatrem, a wieczorem zjedlismy fish'n'chips z najlepszej szkockiej fish'n'czipsiarni:)
Spalismy, jak zwykle na lonie natury, niedaleko brzegu w jakims szkockim rezerwacie przyrody. Na szczescie nikt nas nie zlapal na bezczeszczeniu takiego rezerwatu...
A po powrocie do deszczowego Paisley 20 min po dedlajnie, z zarysowanym samochodem i przekroczonym limitem kilometrow zatankowalismy zbyt duzo paliwa, wiec wypozyczalnia nie narzucila nam zadnych kar. Tego zadrapania na szczescie w ogole nie zauwazyli:)
Wieczorkiem tego dnia Matthias popisal sie swoja sztuka kulinarna i sprawil nam 2 potrawy ze Slaska i Saksonii, czyli jajka w sosie musztardowym i slodko-kwasnym. Tym razem kolacja obyla sie bez ofiar...
Na zakonczenie napisze, ze nie lubia tutaj osob pijacych w miejscach publicznych:( I nawet nie jest to kwestia upierdliwych policjantow, tylko bramkarzy w klubach, ktorzy nie wpuszczaja takich przyuwazonych delikwentow na darmowy 'bilard'... dlatego delikwenci od czasu do czasu zamiast sie uczyc graja w scrabble po angielsku w akademiku...