środa, 25 kwietnia 2007

Wyprawa w Highlandy, dzien drugi

Wstalismy przed wschodem slonca - tylko dlatego ze nasz biwak byl za gora, ktora opoznila ten wschod o ponad godzine:)

Jak juz sie zwinelismy to podjechalismy do zamku Seana Connery'ego, ponoc jednego z jego zamkow, w ktorym od czasu do czasu sie pojawia.

A sniadanie zjedlismy niedaleko Fort William nad zatoka.

Potem pozostalo juz tylko wyruszyc na Bena Nevisa!
Droga byla dluga, i niezbyt przyjemna, szczegolnie gdy sie spojrzalo jak daleko do szczytu, ktory i tak zwykle byl schowany za tym, ktory gorowal nad nami...


Ale w koncu dotarlismy do zasniezonej czesci, gdzies powyzej 1000m i zobaczylismy dluga gran Bena Nevisa...
z niepokojacymi nawisami... Idac po sniegu nie bylismy pewni, czy pod nami jest przepasc czy solidna skala.

Szlismy, szlismy, szlismy...


Az dotarlismy na szczyt. A tam - kupa ludzi, jednoosobowy szalas do przetrwania w czasie zalamania pogody i srednie widoki z powodu mgly:/

W drodze powrotnej mozna bylo za to podziwiac okolice i zanurzyc sie w rozmyslaniach... ("co by tu upolowac na kolacje...?")

Kolacja (pozny obiad) skladala sie ostatecznie z ciastek, chipsow i jablek bo wiecej rzeczy nie mielismy.
Na dodatek nasz kierowca delikatnie byl zmeczony, ale dowiozl nas w kolejne miejsca.

Czy ktos poznaje ten widok?

Tak, to LOCH NESS...
A na zdjeciu ponizej uchwycilem moment wynurzenia sie POTWORA!


A potem inny potwor uchwycil mnie, jak probowalem boso podejsc z samochodu na brzeg:)

Stopy troche bolaly, ale warto bylo tam zejsc...

Potem juz wlasciwie nic sie nie dzialo, wypilismy piffko w Fort William i pojechalismy przez noc do Paisley, zaliczajac wycieczke do bardzo udanych!

Polskie jedzenie, polskie rozmowy...


Ech, w Paisley, jak to w malych miescinach bywa nic sie nie dzieje, dlatego czlowiek zwraca wieksza uwage na to co spozywa, i wpada na "dzikie" pomysly, ktore w innych okolicznosciach bylyby dziecinnymi zabawami... wiec po nieprzespanej nocy chodzi sie ogladac wschod slonca nad Paisley, rozmawia sie do rana o sensie zycia i czasach liceum, odrywa sie wrednych wspollokatorow od ich zajec lub snu o 4 nad ranem, wycina imiona w jablkach i oglada "Zabojcza Bron", rocznik '87...

Jestem ostatnimi czasy dosc zajety, ale w sumie przyjemnie mi tu...
Dobre kolezanki gotuja mi pyszne obiadki, inne masuja zmeczony od siedzenia przed kompem kark, zapewniaja rozmowy na poziomie lub opowiadaja co bylo w ostatnim odcinku Magdy M...

A juz za pare dni zaczna sie powtorki, potem egzaminy, a za mniej wiecej miesiac wracam do Polski... nadal nie wiem czy na pare dni czy na dluzej... wyprawa w pare osob stopem do Niemiec pewnie bylaby niezla... a moze praca i wakacje w Atenach lub na chorwackim wybrzezu? O Londku-Zdroju nie wspominam, zeby nie zapeszac:)

Drugi dzien wyprawy w Highlandy przedstawie w nastepnym poscie w fotograficznym skrocie.

czwartek, 19 kwietnia 2007

polskie tradycje w wodnistej Szkocji

... i przyszedl czas na kolejny odcinek z cyklu "Wielkanoc w Szkocji". Tym razem, zgodnie z obietnica zarzucam relacje z Lanego Poniedzialku, ktorego tak hucznie nie obchodzi zadna inna nacja (przynajmniej z tych obecnych w naszym akademiku).

Oto pare zdjec....

Tu widzimy kuchnie Magdy, zdobyta podstepnie przez Szymka, tymczasowa baze wypadowa do ataku na kilka, niczego nie podejrzewajacych Polek w bloku A...
Grupowe zdjecie po gonitwie przez caly akademik i obfitym polewaniu sie wsrod pierzchajacych na boki przedstawicieli innych nacji. Od lewej: Kasia, Ala, Piotrek, Magda, ja, Marysia, Jola...



I pare filmikow... na pierwszym niewiele widac, ale mozna sie latwo domyslic ze dzialo sie dzialo:)



A na drugim widac sceny koncowe poscigu tych, juz cos delikatnie podejrzewajacych Polek:)

Wyprawa w Highlandy, dzien pierwszy

W zeszly piatek z samego rana, czyli okolo 11 wyruszylismy pozyczonym Fordem Focusem na wycieczke w szkockie Highlandy. Sklad wyjatkowo byl meski: Matthias i Henning z Niemiec, Fabrice z Francyi no i ja:)


Pogoda byla super wiec mielismy okazje duzo pochodzic po gorach, i zobaczyc wiele miejsc niekoniecznie w deszczu. Najpierw podjechalismy nad brzeg Loch Lomond - dosc dluuugiego jeziora, i ciekawszego niz rozreklamowane Loch Ness.


Dalej jechalismy prosto na polnoc, by dotrzec do szkockich pustkowi...

... a potem dotarlismy do stop Buchaille Etive Mor i niesamowitej doliny Glen Coe.



Namowilem chlopakow, coby sie wspiac na te gore - no i byl to niezly pomysl, super widoki, poznalismy fajnych ludzi i potrenowalismy przed planowanym wyjsciem na Bena Nevisa. Trasa byla stosunkowo krotka, ale stroma...
Na zdjeciu ponizej mozna zauwazyc pierwsza trojke wspinajacych sie - zdjecie robil 'ogon' czyli Matthias.



Cale szczescie, na wycieczce byl ktos, kto wiedzial dokad isc:)

I potrafil doprowadzic grupe na szczyt Buchaille Etive Mor, z niesamowitymi widokami na wszystkietrony swiata. Na tym zdjeciu nizej, w srodkowej czesci, w jednym z zakoli rzeczki widac niewielki parking a na nim nasz samochod:)

Na szczycie bylo pare ciekawych osob, niektore z psami, inne z piffkiem, a jeszcze inne z elegancka lysinka:)
A tak wyglada nasz squad:)

Po zejsciu z Buchaille trzeba bylo oczywiscie odpoczac...


Pozniej pojezdzilismy po okolicy, zalapalismy sie na widowiskowy zachod slonca......skoczylismy na zakupy i znalezlismy miejsce na nocleg - w zatoce nad brzegiem Oceanu... Odpalilismy ognisko, grilla, no i poszlismy wczesnie spac, coby nastepnego dnia latwiej sie szlo na Bena.
W Szkocji fajne jest to, ze mozna spokojnie biwakowac praktycznie wszedzie tylko trzeba po sobie posprzatac i wczesnie rano pakowac sie w dalsza droge, bo inaczej straznicy moga zaatakowac:) Nam straznik kazal zwinac sie przed 9 rano i wiecej problemow nie robil.

Okej, zdobywanie Bena Nevisa opisze w nastepnym poscie.

czwartek, 12 kwietnia 2007

Dismantled cable railway

W srode wybralem sie z Matthiasem, znajomym Niemcem, na jednodniowa wycieczke w szkockie Highlandy a dokladniej w region noszacy (troche na wyrost) nazwe: Alpy Arrocharskie. Naszym celem bylo zdobycie Ben Narnain oraz Ben Ime ale okazalo sie, ze na ten drugi szczyt nie mielismy wystarczajaco czasu i pogody.

Trasa z wioski Arrochar byla dosc przyjemna, na poczatku szlismy wzdluz rozmontowanych torow kolejki waskotorowej (dismantled cable railway - po angielsku brzmi to chyba ladniej), a potem wdrapywalismy sie wsrod skal, momentami dosc groznie wiszacych nad glowami:




ale warto bylo sie meczyc:). Widoki nieziemskie, wlasciwie jakby ksiezycowe. Prawie zadnego sladu cywilizacji, zero oznaczen szlaku - tutaj chodzi sie glownie za mapa i na azymut, chyba ze znajdzie sie sciezke.





Mielismy troche problemow zeby wlasnie znalezc jakas przyjemna sciezyne po zejsciu z trasy kolejki, ale w koncu sie udalo - naprowadzily nas na nia owce, ktore rowniez preferuja chodzic sciezkami. Na calej trasie, przez ponad 5 godzin spotkalismy nie wiecej niz 15 osob i mniej wiecej tyle samo owiec:)

Jezioro na zdjeciu powyzej (Loch Long) to jezioro tylko z nazwy bo w rzeczywistosci to dluga, wcinajaca sie gleboko w lad zatoka oceanu. A przynajmniej tak wynika z mapy, bo widocznosc nie pozwalala tego jednoznacznie stwierdzic, a kolor i zapach wody nie kusil do sprawdzenia czy jest slona:/

A tak wygladam na szczycie Ben Narnain:)

Na tymze szczycie, po sugestii dwojki wysoce racjonalnych turystow: ubranego w porzadny sprzet i gruba kurtke ojca, i syna w krotkim rekawku, zdecydowalismy, ze nie zdazymy na nasz ostatni autobus jesli pojdziemy na Ben Ime - ktory zreszta schowal sie w chmurach:

wiec poszlismy na nieco (200 m) nizszy, duzo grozniej wygladajacy szczyt - The Cobbler (na zdjeciu ponizej to ten z rogami):






Droga na niego okazala sie jednak duzo prostsza niz na wczesniejsza gorke, ale na szczycie zlapaly nas chmury wiec szybko wracalismy. Ponizej jeden z wierzcholkow jednego z rogow tej gory i Matthias, robiacy zdjecie panoramiczne na wierzcholku obok.



Okazalo sie ze szlismy zbyt szybko i zostala nam ponad godzina czasu do autobusu wiec zaczelismy lapac stopa. Po paru minutach zlapalismy go ale nie na drodze tylko po prostu pytajac dwojke turystow, ktorzy szli za nami, i ktorzy mieli niedaleko zaparkowany samochod. Mielismy sporo szczescia (nie wspominajac o 5-6 funtach oszczednosci na glowe) i mila podroz powrotna praktycznie pod sam akademik, bo ten koles z Nottingham i dziewczyna z Zawiercia :) zboczyli dla nas troche ze swojej trasy:)
Fajnie bylo:)
A jutro rano dwudniowa wyprawa na Ben Nevis'a i w inne ciekawe miejsca i destylarnie!

O Szkocji...

Beautiful, glorious Scotland, has spoilt me for every other country!
Mary Todd Lincoln (1818 - 1882)

Seeing Scotland (...) is only seeing a worse England.
Samuel Johnson (1709 - 1784)

The "second sight" possessed by the Highlanders in Scotland is actually a foreknowledge of future events. I believe they possess this gift because they don't wear trousers.
G. C. Lichtenberg (1742 - 1799)

You know, Scotland has its own martial arts. Yeah, it's called F-You. It's mostly just head butting and then kicking people when they're on the ground.
"So I Married An Axe Murderer" (1993)