Polskie jedzenie, polskie rozmowy...
Ech, w Paisley, jak to w malych miescinach bywa nic sie nie dzieje, dlatego czlowiek zwraca wieksza uwage na to co spozywa, i wpada na "dzikie" pomysly, ktore w innych okolicznosciach bylyby dziecinnymi zabawami... wiec po nieprzespanej nocy chodzi sie ogladac wschod slonca nad Paisley, rozmawia sie do rana o sensie zycia i czasach liceum, odrywa sie wrednych wspollokatorow od ich zajec lub snu o 4 nad ranem, wycina imiona w jablkach i oglada "Zabojcza Bron", rocznik '87...
Jestem ostatnimi czasy dosc zajety, ale w sumie przyjemnie mi tu...
Dobre kolezanki gotuja mi pyszne obiadki, inne masuja zmeczony od siedzenia przed kompem kark, zapewniaja rozmowy na poziomie lub opowiadaja co bylo w ostatnim odcinku Magdy M...
A juz za pare dni zaczna sie powtorki, potem egzaminy, a za mniej wiecej miesiac wracam do Polski... nadal nie wiem czy na pare dni czy na dluzej... wyprawa w pare osob stopem do Niemiec pewnie bylaby niezla... a moze praca i wakacje w Atenach lub na chorwackim wybrzezu? O Londku-Zdroju nie wspominam, zeby nie zapeszac:)
Drugi dzien wyprawy w Highlandy przedstawie w nastepnym poscie w fotograficznym skrocie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz