W srode wybralem sie z Matthiasem, znajomym Niemcem, na jednodniowa wycieczke w szkockie Highlandy a dokladniej w region noszacy (troche na wyrost) nazwe: Alpy Arrocharskie. Naszym celem bylo zdobycie Ben Narnain oraz Ben Ime ale okazalo sie, ze na ten drugi szczyt nie mielismy wystarczajaco czasu i pogody.
Trasa z wioski Arrochar byla dosc przyjemna, na poczatku szlismy wzdluz rozmontowanych torow kolejki waskotorowej (dismantled cable railway - po angielsku brzmi to chyba ladniej), a potem wdrapywalismy sie wsrod skal, momentami dosc groznie wiszacych nad glowami:
ale warto bylo sie meczyc:). Widoki nieziemskie, wlasciwie jakby ksiezycowe. Prawie zadnego sladu cywilizacji, zero oznaczen szlaku - tutaj chodzi sie glownie za mapa i na azymut, chyba ze znajdzie sie sciezke.
Mielismy troche problemow zeby wlasnie znalezc jakas przyjemna sciezyne po zejsciu z trasy kolejki, ale w koncu sie udalo - naprowadzily nas na nia owce, ktore rowniez preferuja chodzic sciezkami. Na calej trasie, przez ponad 5 godzin spotkalismy nie wiecej niz 15 osob i mniej wiecej tyle samo owiec:)
Jezioro na zdjeciu powyzej (Loch Long) to jezioro tylko z nazwy bo w rzeczywistosci to dluga, wcinajaca sie gleboko w lad zatoka oceanu. A przynajmniej tak wynika z mapy, bo widocznosc nie pozwalala tego jednoznacznie stwierdzic, a kolor i zapach wody nie kusil do sprawdzenia czy jest slona:/
A tak wygladam na szczycie Ben Narnain:)
Na tymze szczycie, po sugestii dwojki wysoce racjonalnych turystow: ubranego w porzadny sprzet i gruba kurtke ojca, i syna w krotkim rekawku, zdecydowalismy, ze nie zdazymy na nasz ostatni autobus jesli pojdziemy na Ben Ime - ktory zreszta schowal sie w chmurach:
wiec poszlismy na nieco (200 m) nizszy, duzo grozniej wygladajacy szczyt - The Cobbler (na zdjeciu ponizej to ten z rogami):
Droga na niego okazala sie jednak duzo prostsza niz na wczesniejsza gorke, ale na szczycie zlapaly nas chmury wiec szybko wracalismy. Ponizej jeden z wierzcholkow jednego z rogow tej gory i Matthias, robiacy zdjecie panoramiczne na wierzcholku obok.
Okazalo sie ze szlismy zbyt szybko i zostala nam ponad godzina czasu do autobusu wiec zaczelismy lapac stopa. Po paru minutach zlapalismy go ale nie na drodze tylko po prostu pytajac dwojke turystow, ktorzy szli za nami, i ktorzy mieli niedaleko zaparkowany samochod. Mielismy sporo szczescia (nie wspominajac o 5-6 funtach oszczednosci na glowe) i mila podroz powrotna praktycznie pod sam akademik, bo ten koles z Nottingham i dziewczyna z Zawiercia :) zboczyli dla nas troche ze swojej trasy:)
Fajnie bylo:)
A jutro rano dwudniowa wyprawa na
Ben Nevis'a i w inne ciekawe miejsca i destylarnie!