Nie ma to jak polskie dziewczyny!
zaprawde, zaprawde powiadam Wam, nie ma to jak polskie dziewczyny:)
Powyzej do lewej stoja: Kasia i Justyna (kurierki z Polski), Magda, Szymek, Jola i Ala.
Az dzis rano sprzatacze sie dziwili:)
Blog Lopatka, ktory siedzial w szkockim miasteczku Paisley a teraz przebywa w Londku i zapoznaje sie z miejscowa kultura oraz biurokracja miejscowych uniwersytetow i korporacji.
zaprawde, zaprawde powiadam Wam, nie ma to jak polskie dziewczyny:)
Dodam jeszcze praktyczna uwage, jakby ktos mial probowac tego specjalu: lepszy na pewno bedzie ze swiezymi gotowanymi ziemniakami niz makaronem...
Ech, poza tym to nic sie nie dzieje, weekend byl wyjatkowo deszczowy i sniegowy (w niedziele bylo blisko 0 stopni no wiec i snieg zobaczylismy). Zdecydowanie bardziej wole snieg w Szkocji...
Ale kontynuujac watek kulinarny dodam, ze w niedziele po raz kolejny bylem u szkockiej rodziny na obiadku. Scott i Audrey ugoscili nas (Anie z Polski i Jana z Holandii) w swoim starodawnym domu, a konkretniej w klasycznym salonie przy swietle swiec i z Mozartem w tle... na przystawke dostalismy melona z cynamonem, potem zaserwowano kurczaka po marokansku z ryzem i kuskusem, ale najlepsze dopiero mialo nadejsc!
Na deser, przy zapalonej dyskusji o otylosci w Szkocji, dostalismy tort czekoladowy, a takze 'Trifle', czyli kisiel z owocami, na tym budyn a na tym bita smietane z orzechami i czekolada. Po prostu pycha! A wygladalo to to prawie tak:
Wczoraj spalila mi sie zarowka. Moze to nic szczegolnego, ale po raz kolejny jest okazja pokazac inna strone brytolskosci. Tak wyglada zarowka:
Znaki szczegolne: brak gwintu, sa za to bolce:)
A inny aspekt brytolskosci mialem okazje dzis sprobowac na wlasnej skorze/zoladku: tradycyjne fish 'n' chips!
Nie wzialem tego na wynos tylko sam przygotowalem (no dobra, kupilem wersje do odgrzania na grillu, nie bawilem sie we wlasnoreczne obtaczanie ryby w panierke...). Efekt koncowy porazil wygladem i smakiem, w pozytywnym tego slowa znaczeniu, i byl niezla nagroda za calotygodniowa mordege - wczesne wstawanie itp.
Aha, te przepysznie wygladajaca salatke z pomidorow przygotowalem sam:)
Potem czekało nas jeszcze multum atrakcji. W loterii fantowej nic nie wygraliśmy, a nagrody dość dobre były, sponsorowane przez jakiś chiński bank, pewnie dzięki układom rodziny któregoś z chińskich studentów. Z całości wspomnę tylko chińskiego komedianta,
A w niedzielę byłem na lunchu u pewnej szkockiej rodziny, mieszkającej w Bishopton (pol. Biskupin). Ale po kolei. O takiej możliwości dowiedziałem się właśnie od Joli, bo była już na podobnym obiadku. Organizuje to lokalne stowarzyszenie „Friends International coś tam” – zbierają chętnych i głodnych zagranicznych studentów oraz rodzinki, które chciałyby ich ugościć. Jedna babka pośredniczy między nimi i w niedzielne popołudnia pod uniwerek przyjeżdżają rodzinki i odbierają studentów, których im przydzielono. Tak trafiłem z Dżi-Dżi (która tym razem przedstawiała się jako Jolanta) i Samem z Indii do samochodu Davida, a następnie do domu jego rodziny: żony i dwóch córek.
Obiadek był pyszny – podano wegetariańską musake, tłusty, śmietankowy deser z malinami, no i oczywiście muffiny, herbatkę i czekoladki miętowe. Dużo rozmawialiśmy z całą rodziną o różnych rzeczach (przetrzymali nas zresztą dość długo u siebie), pobawiliśmy się z ich 12-tygodniowym sheepdogiem. Okazuje się, ze nie są zbytnio zepsuci konsumpcjonizmem, żyją sobie spokojnie, podróżują, są zadowoleni z tego, że w szkołach dzieci noszą mundurki (ich córkom jakby mniej się to podobało:)).
Na koniec David odwiózł nas pod akademik i nasza wizyta się skończyła, kolejny taki obiad pewnie za dwa tygodnie…
Wieczorem dalej oglądałem „Lost”, pożyczyłem też kolejny niezły duński film od Heleny i byłem na babskich plotach. Na męskich byłem w piątek przed imprezą. Jest pewna różnica między takimi sPLOTKAniami: chłopaki naprawdę plotkują, a dziewczyny zajmują się sprawami małego kalibru, coś jak w skeczu młodego Stuhra: "pamietasz tamta laske w zielonym na tej imprezie 3 lata temu, to ona stala obok innej, ktorej chlopak rzucil tamta, a jej znajomy to zupelnie nie ten, ktory wczoraj sie na mnie krzywo popatrzyl..."
Aha, dowiedzieliśmy się też, co studiował Hindus, który był z nami. Chłopak obronił się na kierunku Alkohol & Drugs :) bo tutaj można studiować to na uniwerku, ciekawe czy mieli zajęcia praktyczne, czy sam zgłębiał temat… a jego magisterka była o narkoterroryzmie.
Następnego dnia, gdy wszystkie paislijskie koty i mewy skończyły zawzięcie tupać, paru uczestników imprezy dokonało cudu i wstało wczesnym rankiem przed 12. Następnie sprawdziło pogodę – według Heleny było „kind of warm”, a na nos Joli spadło parę kropel deszczu (zakładam, że to był jej nos, bo najgłośniej krzyczała żeby nigdzie nie iść). I w tych wspaniałych okolicznościach przyrody nieożywionej oraz ambiwalentnym świecie przedstawionym wyruszyliśmy na autorską wyprawę po okolicy: wielce rozmowne Dunki Helena i Mia, dowcipny Niemiec Matthias, piękne, inteligentne, oczytane i kulturalne Polki: Kasia, Ewa oraz Jola, no i skromne „ja” liryczne, od którego wyszła nieśmiała propozycja przechadzki.
Zanim napiszę więcej o naszej wycieczce, wspomnę tylko, że tutaj naprawdę można prowadzić interesujące rozmowy o pogodzie. Jest to zawsze aktualny temat, a tyle się dzieje, że nie sposób nikogo zanudzić żadną opowieścią, co więcej, każdy ma coś ciekawego do powiedzenia. Na ten przykład Jola sądzi, że tutaj deszcz jest bardziej mokry niż w Polsce, a Kasia jest w trakcie łamania kolejnego parasola:)
W czasie tej 4-godzinnej wycieczki mieliśmy się spodziewać „light showers” i tak rzeczywiście było. Poza tym widzieliśmy kilka tęcz – to może wyjaśnić kwestie zamożności Brytyjczyków. Jeżeli danego dnia tęcza pojawia się kilka razy, a na każdym jej końcu leży garnuszek złota, to statystyczny Brytol pewnie parę takich prezentów w ciągu życia znajdzie. A jeśli je w dodatku dobrze zainwestuje…:)
Więc przeszliśmy kilkanaście kilometrów, widzieliśmy ładne parki,
Kolejny weekend w Paisley za mną, minął bardzo szybko. Zaczęło się od „siedzącej” imprezy urodzinowej Joli (Dżi-Dżi), pełnej zapoznawania nowych ludzi, unikania niektórych już poznanych, dyskusji o herbacie, o poszukiwaniach dziewczyn, chłopaków i o zagryzionych królikach. Czyli wszystko w normie…
Teraz maly quiz (kwiz?). Co robi Simon na tym zdjeciu:
a) wymija Hiszpana
b) tanczy
c) atakuje :)
d) idzie po piwo
e) idzie zaparzyc herbatke
Do tej pory zapomniałem wrzucić tu zdjęcia naszego ulubionego ciecia, więc teraz naprawiam ten błąd – oto Ronnie (ten w srodku):
A tutaj widzimy Juho – Fina, którego chyba nikt tu nie lubi. Być może to dlatego, że dziwnie mówi po angielsku, być może dlatego, że mówi o dziwnych rzeczach, a może dlatego, że dziwnie wygląda… Mimo wszystko, w imprezach bierze udział, i od czasu do czasu gra z Chińczykami w angielskie Scrabble:)
Pare dni temu udalo mi sie przygotowac sniadanie (na co nie zawsze mam czas), ktore w dodatku bylo pelne szkockich (brytyjskich?) skladnikow.
"Moje wielkie szkockie sniadanie":
tost w pieczonej fasoli w sosie pomidorowym,
jajka, na twardo,
bulka-paluch, ze slodkimi piklami,
herbata (w kubku CeSaRa i z cukrem:))
Mimo wszystko nie wyglada to imponujaco w porownaniu do kolacji, ktora kiedys przyrzadzil chinski wspollokator, czyli gotowanego KRABA, ryzu i jajecznicy z pomidorami.
- Bedziesz gotowal kraba z jajkami?Momentami jest jeszcze weselej:)
- Co?
- Krab, jajka, gotujesz?
- Krab?
- To jest krab.
- Co?
- To jest krab.
- Aaaaa, kraba!
- Jak to sie u was nazywa?
- Co?
- Krab.
- Krab? A, bzdziungbzdziung (cos tam).
- OK
- No wiec gotujesz to z tym?
- Nie, krab tu, to pozniej.
- OK
Cos z innej beczki.
Znalazlem na necie filmik prezentujacy postac najbardziej znanego gorlickiego bardza, wirtuoza harmonijki ustnej, geniusza protest-songu, czyli Stefana we wlasnej osobie, ktory nawet w literaturze pieknej sie pojawia (w 'osiem cztery' Nahacza, albo u Stasiuka, juz dobrze nie pamietam...)
Zapraszam na film:
Beautiful, glorious Scotland, has spoilt me for every other country!
Mary Todd Lincoln (1818 - 1882)
Seeing Scotland (...) is only seeing a worse England.
Samuel Johnson (1709 - 1784)
The "second sight" possessed by the Highlanders in Scotland is actually a foreknowledge of future events. I believe they possess this gift because they don't wear trousers.
G. C. Lichtenberg (1742 - 1799)
You know, Scotland has its own martial arts. Yeah, it's called F-You. It's mostly just head butting and then kicking people when they're on the ground.
"So I Married An Axe Murderer" (1993)