niedziela, 25 lutego 2007

Bonnie Scotland:)

Po piątkowym długim wieczorze, pełnym duńskich seriali komediowych, czarnej herbaty, udawanych francuskich ciasteczkach i nocnych Polaków rozmowach przyszedł kolejny ciężki poranek, czyli wyprawa do doliny Glen Coe i paru innych miejsc.

Wycieczka zaczęła się w deszczu i z drobnym opóźnieniem, ale jakoś dojechaliśmy do doliny. Zwiedzanie odbywało się sposobem „japońskich turystów” – kierowca dowoził nas w jakieś miejsce, tam wysiadaliśmy, robiliśmy zdjęcia i z powrotem do busu. Tak „zwiedziliśmy” całą dolinę, przy czym część zdjęć robiliśmy z autobusu:/
Glen Coe mimo wszystko wygląda wspaniale, majestatycznie, no i pusto, kilkanaście kilometrów przed wjazdem w dolinę przejeżdżaliśmy przez dzikie pola, i minęliśmy dosłownie kilka domków na tej trasie (pewnie i tak były to hotele). Wiec parę zdjęć tej doliny poniżej.
Pierwsze z nich przedstawia tę samą górę, którą widać na górze bloga – ale tym razem w deszczu i mgle…




Następnie trafiliśmy do Fort William, małego miasteczka, żyjącego z ryb i Bena Nevisa (najwyższej góry w UK, a przy okazji ośrodka narciarskiego). Niedaleko miasta, po długich poszukiwaniach znaleźliśmy zamek Inverlochy, a właściwie jego ruiny… Szkoci wszystkie swoje zamki, choćby w najgorszym stanie na mapach zaznaczają jako „zamek”, a nie „ruiny”, co może być trochę mylące.
Ten zameczek nie zrobił na nas większego wrażenia, ale na zdjęcia trafił i trochę się po nim powspinaliśmy.
A oto Ben Nevis (osniezony i w chmurach) widziany z zamku:

Potem pojechaliśmy wzdłuż wybrzeża do Kilchurn Castle no i znów były problemy by go znaleźć w deszczu i mgle. Jakoś się w końcu udało, okazało się też, że zamek nie jest na wyspie (choć tak to początkowo wyglądało z drogi), a na w miarę stałym lądzie otoczonym z 3 stron wodą.


Więc dotarliśmy do niego przedzierając się przez deszcz, grząskie wrzosowiska i owcze odchody:) i wtedy się zaczęło…
Deszcz przestał padać, przejaśniło się i po chwili zaczął się bajeczny zachód słońca, pojawila sie tecza i stala sie pieknosc. To nam wynagrodziło ten cały deszczowy dzień… Ech, pikna ta Szkocja, jak na załączonych obrazkach – w sam raz na tapetę windowsową:) wiecej fotek wrzucilem na strone flickr-a, link do niej jest po prawej u gory strony.
Aha, zeby pozbyc sie zarzutow ze nie pisze od serca, napisze od serca: bardzo mi sie tu podoba:) Zobaczcie zdjecia!


A tu przemokniety Lopatek i rowniez przemoknieta, sektowa Jola z Krakowa przed drzwiami do zamku (niestety, zamkniete, ale ktos tam mieszka bo obok znalezlismy mleko Tesco:))


Na koniec wycieczki zajrzeliśmy do 302-letniego „Inverarnan Drovers Pub” nad jeziorem Loch Lomond, z niesamowitą atmosferą, wystrojem (dużo rzeczy przez trzysta lat uzbierało się w tym miejscu – wypchane zwierzęta, zbroje, miecz Williama Wallace’a, obrazy podziurawione kulami, puszka piwa Tyskie…:)) no i cenami – pinta piwa za ok. 15 zł… ponoć w tym pubie jest też mnóstwo duchów, ale żadnego nie zauważyliśmy, może dlatego że skończyło się na jednej kolejce, także dla naszego kierowcy:)
Po wizycie w pubie atmosfera w busie bardzo się ożywiła, śpiewy, deklamacje, muzyka i w ogóle… Było nas niewiele ale za to wesołych, może poza jednym nieśmiałym Francuzem, który zgubił się na jednym z postojów i trzeba było go szukać. Za to na każdym następnym był pierwszy z powrotem:) Było wśród nas dużo Polaków, dwóch Chińczyków, z jednym z nich przegadałem prawie całą wycieczkę, bo wyjątkowo rozmowny i bardziej przystępny od innych Chinoli był (choc na zdjeciu tak nie wyglada:)).


Były też Hiszpanki (z czego jedna to Begonia:)), które ciągle gadały, jedna Szwedka o hiszpańskiej urodzie – bardzo zwracała na siebie uwagę, ciemna karnacja, czarne włosy, ale w porównaniu do Hiszpanek baaardzo cicha.

Do naszego drogiego miasta Paisley (potocznie zwanym Pizdli, ze względu na dość, że tak powiem, „wiejski” charakter:)) wrociliśmy po 21 wieczorem.

A na koniec jeszcze zdjecie Lopatka z niesmialymi finalistkami konkursu Miss Szkocji 2007:)

Brak komentarzy:

O Szkocji...

Beautiful, glorious Scotland, has spoilt me for every other country!
Mary Todd Lincoln (1818 - 1882)

Seeing Scotland (...) is only seeing a worse England.
Samuel Johnson (1709 - 1784)

The "second sight" possessed by the Highlanders in Scotland is actually a foreknowledge of future events. I believe they possess this gift because they don't wear trousers.
G. C. Lichtenberg (1742 - 1799)

You know, Scotland has its own martial arts. Yeah, it's called F-You. It's mostly just head butting and then kicking people when they're on the ground.
"So I Married An Axe Murderer" (1993)