Life vest is under your seat...
… czyli dzień pierwszy mojego pobytu w krainie jezior, gór, Szkotów i Polaków.
Lot był nawet przyjemny, nie mieliśmy wielu turbulencji, nawet nie pachniało w samolocie czosnkiem, cebulą i kiełbasą – co ponoć jest polskim wkładem w wizerunek linii wizzair… tylko że przed startem zabrali mi mój scyzoryyyyk! Zapomniałem, że na pokład takich rzeczy się nie wnosi.
W Paisley ludzie nadal nie mogą uwierzyć, że pogoda jest tak dobra, lepsza niż w Warszawie. No i każdy mi gratuluje wyboru semestru, bo zauważyli, że od początku stycznia prawie nie pada. Żeby tylko tak było dalej…
Z opowieści już wiem, że semestr zimowy w Szkocji to katorga, człowiek budzi się i przez te gęste chmury nie wie czy to noc czy dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz